Drodzy zainteresowani homeopatią, zapraszam na przemyślenie następujących spostrzeżeń które uzyskuję dziennie w mojej praktyce.
Objawy które u was występują i które opisujecie, o których terapię często na forum pytacie, nie są chorobą! To są objawy, znaki stworzone poprzez wasz własny organizm. Ciało nie produkuje ich aby was źle taktować, aby wam przeszkadzać w beztroskim życiu. “Język ciała” stara się wam powiedzieć że coś jest w waszym życiu nie tak np. że nie do końca żyjecie swoim własnym życiem, lub mijacie się ze swoim własnym powołaniem.
Gdy takie znaki próbujecie wymazywać/tłumić/lekceważyć ciało wasze musi ponownie przywoływać wam je do świadomości, ponieważ nic się nie zmieniło w waszym postępowaniu, w tym co i jak robicie, w tym co was doprowadziło do tego właśnie stanu w którym obecnie się znajdujecie. Jeżeli zbyt długo lub zbyt silnie tłumicie te znaki, objawy, ciało wasze produkuje często coraz silniejsze. Często ze zwykłej wysypki (najczęściej dopiero po latach) może powstać astma, potem depresja a w ostatecznoiści tej procedury prowadzi to do diagnoz takich jak “rak” itp. Wtedy “znaki ciała” są coraz cięższe i trudniejsze do usunięcia pojawia sie problem choroby przewleklej, mówi się że osoba jest “rozchorowana”. Często słyszycie wtedy od lekarza zdania takie jak: “tutaj nic już nie zrobimy, musi Pan/Pani brać leki do końca życia” itp.
Podam przykład, który wam to lepiej pomoże zrozumieć. Wobraź sobie: twój samochód (ciało) istnieje po to aby cię przenieść z punktu A do punktu B. Gdy zapali sie kontrolka poziomu oleju (to co nazywasz chorobą: zapalenie ucha, migrena, wrzody, astma, depresja, rak itd.) nie wymazujesz tej wzkazówki wykręcając ją, ucinając kabelek który powoduje że się zapaliła, lub wstrzykując jakis płyn (lek) który by spowodował aby zgasła. Wiesz dokładnie że zapalona kontrolka to nie jest właściwia usterka, (choroba) to tylko wskazówka, która cię informuje o tym, gdzie może być problem. Co by się stało gdybyście tą wskazówkę zlikwidowali, wykrecili? Na początku nic! Samochód dalej by jechał (choroba niby wyleczona). Lecz krótko po tym nagle zaczeła by wskazówka kontrolna temperatury wody wybijać w góre. Inna wskazówka twojego samochodu pokazywała by, że coś jest nie wporzadku. Gdybyście teraz też wymazali, zlikwidowali tą wskazówke (objaw) co wtedy? Samochód by wam stanoł, zepsuł by się, był by “chory”, nie funktionował by tak jak powinien. Nigdy byście tego nie zrobili z własnym samochodem, ale prawie codziennie robicie to z waszym ciałem!
Pozatym tematy nad którymi warto się głębiej zastanowić:
zarówno z punktu widzenia pacjenta jak i terapeuty. Nie jest łatwo uchwycić autentyczność człowieka, pacjenta!? Tak, nie jest łatwo do tej pory przyzwyczailiśmy się do granych przez nas ról: syna, ojca, pracownika, męża, sąsiada. W tej nowej roli reflektującego pacjenta musimy się dopiero powoli odnaleść. Nie wszyscy umieją już podczas pierwszej rozmowy otwarcie rozmawiać o swoich problemach jak i swoich słabościach.
Podczas kolejnych rozmów ciągle jeszcze dochodzą nowe informacje, fakty, odczucia. Wiele rzeczy o nas uświadamia nam się podczas pierwszej rozmowy inne dopiero po jakims czasie. Dlatego ważne jest zdecydować się na konkretnego terapeute przy ktorym było by możliwe stopniowe odkrywanie siebie.
Co powoduje że ktoś “nie potrafi się otworzyć nawet przed przychylnie nastawionym lekarzem”? Są różne przyczyny dlaczego pacjent nie może się otworzyć przed swoim terapeutą. Częsta przyczyna jest jednak ogólnie nam znany problem “zamknięcia się w sobie.” Niejednokrotnie z powodu przeżytych w przeszłości sytuacji nie umiemy się zdobyć na zaufanie w stosunku do innych ludzi i tym samym w stosunku do terapeuty. Często jednak początkowy brak zaufania do prowadzącego lekarza zmienia się w trakcie terapii. Jeżeli jednak tak się nie dzieje to warto się zastanowić dlaczego? Komu tak naprawde nie ufamy i przed czym mamy swoje obawy? Bo przecież nie przed tym, iż nasz terapeuta wyjawi nasze głębokie tajemnice, no bo i po co miałby to robic?
Uważam, iż zaufnie do ludzi, terapeuty i życia w nas jest, albo go też nie ma. Co nie znaczy jednak, że nie powinniśmy słuchać naszego wewnętrznego głosu, który jest niejednokrotnie naszym wewnętrznym systemem nawigacyjnym. Jeżeli jednak nasz wewnętrzny system nas w pierwszej kolejności tylko ostrzega a nie prowadzi do celu, to wszystko wskazuje na jakis wewnętrzny problem.
Jeżeli ci się wydaje, że rozwiązaniem tego typu problemu byłaby przyjaźń ze swoim terapeutą to zapominasz, że ty przychodząc tutaj nie szukasz przyjaciela a kogoś kto fachowo pomoże ci zrozumieć samego siebie. (w idealnym wypadku terapeuta może zostać twoją bratnią duszą ale to nigdy nie bedzie twoj przyjaciel a nawet jeżeli już, to z doświadczenia wiem, że przestaje być wtedy twoim terapeutą)
Wybierając taki własnie rodzaj terapii musisz być gotowy na trudne pytania i często niewygodne dla ciebie wspomnienia co nie wspomaga w tworzeniu przyjazni. Zadaniem terapeuty jest objektywna ocena sytuacji psychicznej pacjenta, jego poglądów i odczuć. Z chwilą kiedy ten układ “leczący-pacjent” przestanie bazować na zdrowym objektywnym dystansie (co jest nieuniknionym skótkiem wzajemnej przyjaźni), odpowiednie dobranie leku staje sie bardzo trudne. To właśnie brak objektywnego stosunku do własnej osoby powoduje, iż pacjent który sam zna dokładnie zasady działania i metodę rozmowy nie jest w stanie uchwycić tego mu “najmniej logicznego” a jednocześnie najbardziej odpowiadającego jego istocie odczucia (wrażenia). Moim zdaniem, zadaniem dobrego homeopaty leczącego tą metodą nie jest głęboka przyjaźń z pacjentem i zdobycie jego “bezgranicznego zaufania”, a już napewno nie wtajemniczanie pacjenta w problematykę swojego osobistego życia, chociażby po to by nie zapomnieć kto tu jest naprawde leczonym a kto terapeutą.
Innym z powodów dla których takie otwarcie terapeuty nie jest pożądane jest fakt, iż nikt z nas (również i homeopata) nie jest doskonały, każdy ma tylko inny poziom świadomości. Według mnie istniejemy tutaj na tej ziemi po to, by doświadczać, każdy z nas robi doświadczenia, i w pierwszej lini to są TYLKO doświadczenia, dopiero potem dochodzi do nich ocena poprzez własną opinie, wychowanie i otoczenie, ocenę przez nasze ego, które nie pozwala być w danej chwili wolnym od problemów. Z tego właśnie względu odpowiedni dystans jest nawet wskazany. Dodatkowo odsłonięcie niedoskonałości jak i osobistych problemów terapeuty niesie za sobą ryzyko, które można by porównać do zjawiska nazywanego fachowo “efekt nocebo” mówiąc ogólnikowo “niedoskonały lekarz niedoskonała terapia”. Na temat tego efektu pisał Joachim Faulstich, niestety nie ma jeszcze jego tłumaczeń w Polsce.
Wracając do terapeuty i do leczenia metodą homeopatyczną, to najważniejszym celem, zadaniem dobrego homeopaty podczas rozmowy jest doprowadzić swojego pacjenta do takiego stanu, w którym on (pacjent) przestanie myśleć a zaczyna odczuwać. Dobry homeopata wykorzystujący tą metodę leczenia powinien odróżnić te słowa, odczucia które są logicznie skonstruowane przez pacjenta od tych przelotnych odczuć na pozór mało ważnych i mało sensownych, które stanowią jednak bardzo ważne sedno problemu danego pacjenta. Często takie właśnie odczucia zaskakują samego pacjenta. I ta procedura czasem trwa lata. Po 3,4 rozmowach nie zawsze twoje “źródło” zaczyna mówić. Wtedy z braku zaufania do samego siebie jednocześnie identyfikując się ze swoim ciałem, charakterem i opinią można bardzo szybko się zrazić do tego co sie próbowało. Ja radzę czesto moim pacjentom nie próbować, tylko zmienić własne przekonania, które właśnie są źródłem tego co odczuwają, co się wokół nich dzieje, co przeżywają i otrzymują.
Odczucia powinny każdego lekarza obchodzić który podchodzi do tej terapii poważnie, w pierwszej kolejności powinny jednak obchodzić ciebie samego! To przecież twoje zdrowie i twoja terapia! Zgadzam sie również z twoim stwierdzeniem, że “uzdrawianie, to nie biznes, medale i zaszczyty” tak naprawde gdybym nie musiał opłacać gabinetu, ubezpieczeń, domu, leczył bym tak jak to robił kiedys Bruno Gröning – czyli za darmo. Zgadzam się również i z tym stwierdzeniem: “żeby być prawdziwym lekarzem, to trzeba się nim urodzić albo mieć to coś od Boga”, uważam jednak, że wielu ludzi to coś w sobie ma, lecz niewielu to u siebie odkryło i umie zastosować.
Każdy robi swoje własne doświadczenia i tak powiniem do wielu spraw podchodzić tzn. jak do doświadczeń życiowych bez oceniania czy one są dobre, miłe czy też straszne. Wszytsko jest częścią mojej świadomości !